Listen Music

środa, 26 lutego 2014

Rozdział 61"Wszystko na świecie działa dla cibie,nie przeciwko tobie"

Kochani od razu mówię,że muzyka nie będzie pasowała do rozdziału więc ,żeby lepiej się wam czytało wyłączcie ją.Mam nadzieję,że rozdział wam się spodoba.Dodaję dzisiaj drugi rozdział bo mam trochę więcej czasu więc... Miłego czytania.Swoją drogą bo bohaterowie rozdziału do tego nawiązują polecam film "KOPCIUSZEK:W RYTMIE MIŁOŚCI"
haroholiczka♥
Wśród tłumu jaki był na ulicach zobaczyłam znajomą sylwetkę.Podbiegłam do danej osoby i złapałam za ramię odwracając.Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.Był to mój brat.Rzuciłam mu się na szyje, a po moich policzkach spłynęły łzy szczęścia.
Luke
-Luk tak bardzo się za tobą stęskniłam!
-Matko Jenny to na prawdę ty?!Co tu robisz?!-zapytał stawiając na ziemi.
-Chodź do domu,na herbatę.Mamy dużo do powiedzenia.
-Teraz nie mogę.Właśnie idę na bardzo ważne spotkanie.Za pół godziny?
-Dobrze.
Każde z nas poszło w swoim kierunku z wielkim uśmiechem na twarzy.Nie sądziłam,że ten dzień może być tak udany.Sprawdziłam czy auto jest na miejscu.Wyciągnęłam kluczyki z kieszeni ,które wcześniej wzięłam z domu i wsiadłam do auta.Otworzyłam schowek ,a na wierzchu zobaczyłam zdjęcie.

To było ostatnie zdjęcie jakie zrobiła moja mama.W Wigilię.Kiedy zrobiła to zdjęcie powiedziała,że musi coś załatwić,ale wiedziałam,że jedzie po prezent,które gdzieś ukryła.Była okropna pogoda.Lało jak z cebra.Około godziny potem w wiadomościach mówili o wypadku samochodowym.To była mama.Jakiś pijany facet jechał na czerwonym świetle i uderzył w bok auta spychając je na drugi pas,a auto które jechało tym pasem nie wyhamowało i uderzył od strony mamy.Wtedy zmarła.Nie kontrolowane łzy na to wspomnienie spłynęły po moich policzkach.Zrezygnowałam z zakupów.Nie chciałam prowadzić zapłakana.Wzięłam zdjęcie i wróciłam do domu.Zdjęci dałam w ramkę i postawiłam na kominku.Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi.Otworzyłam i wpuściłam Luka do środka.Wtedy zaczął dzwonić mój telefon.To znów Harry.Spojrzałam na brata.
-Odbierz.-powiedział.Ale odrzuciłam połączenie,odłożyłam komórkę i wymusiłam uśmiech.Usiedliśmy na kanapie.
-Kto to był?
-Nikt taki.
-Nic się nie zmieniłaś Jenn.Po tylu latach na reszcie los sprawił,że się spotykamy.Twój braciszek widzi ,że coś jest nie tak,a ty jak za dawnych czasów na siłę próbujesz ukryć problem.One same się nie rozwiązują.
-To ... to był Harry.Mój chłopak.Nie znamy się,ale darzymy uczuciem,a bynajmniej ja go darzę uczuciem.Ostatnio między nami źle się dzieje.Pojawiła się taka Jennifer.Wymalowana tapeta z blond kłakami co myśli ,że może mieć każdego faceta,no i ma też Harry'ego.
-Ma z nim dziecko?
-Tak.
-Urodziła już?
-Nie.Chyba nie dawno zaszła w ciążę,bo jest bardzo szczupła.
-Jenny...-powiedział rozpaczliwym głosem.
-Co?
-Ona może udawać.I dlatego wyprowadziłaś się tutaj z Londynu?
-Tak.
-Nie potrzebnie.
-Od dłuższego czasu jestem samym problemem.Ciągle się kłócimy.Zniszczyłam mu przyjaźń.Może lepiej będzie,jak o sobie zapomnimy.
-Będzie dobrze.Porzuciłaś szkołę?
-Tak.
-A masz chociaż pracę?
-Nie.
-A chcesz ją mieć?
-A masz jakąś propozycję?
-Tak.Jutro ustalimy szczegóły.
-Dobrze.No to teraz ty.Opowiadaj o sobie.
-No ale co?Nie mam dziewczyny.Odnalazłem moją kochaną młodszą siostrzyczkę i boję się,że to przepiękny sen.Mam pracę.Jakoś mi idzie.
-Gdzie mieszkasz?
-To nie ważne.
-Luk?
-Przesiaduje w studiu.
-Czemu nie zamieszkałeś tutaj?
-Bo to twój dom.
-Luk to nasz dom .Zamieszkaj tu ze mną.
-Jesteś tego pewna?
-Tak.
-Dobrze.
-idź po swoje rzeczy.Chcę ,żeby jak najszybciej wszystko wróciło do normy.
Luk wykonał moje polecenie ,a ja dom ,w którym mieszkałam w Londynie wystawiłam na sprzedaż.Harry cały czas próbował się do mnie dodzwonić,ale w ciąż nie odbierałam.Luke miał swój pokój jak kiedyś,ja swój.Luke miał taki sam pokój.Rodzice postanowili ,że będziemy mieli takie same.To nie był taki zły pomysł bo wystrój oboje wybieraliśmy i planowaliśmy co gdzie ma być.Z Lukiem doskonale się dogadywaliśmy.Zawsze tak samo myśleliśmy.Następnego dnia obudziłam się o 9.Ubrałam i wstałam.Zeszłam do kuchni.Luke przyrządził mi wspaniałe kanapki wiosenne.
-Wiosenne kanapki.Takie jak lubię,ale czy czasem nie pomyliły ci się pory roku?
-Specjalnie dla ciebie.
-Lepiej mnie tak nie rozpieszczaj.
-Przecież to nie ciebie rozpieszczam,to ty zawsze mnie rozpieszczałaś.
-Nie prawda,bo to ty mi kazałeś usługiwać sobie.A ja biedna nie miałam co zrobić.
-Rozmawiałem z szefem moim i on jest chętny ,aby cię przyjąć.Tylko czy ty chcesz.
-No pewnie ,a konkretniej.
-Raz na jakiś czas wspólne koncerty.Choreografia.Duet.
-Mówisz poważnie,ale przecież nie umiem śpiewać i nie wymyśle choreografii,potrafię jedynie tańczyć.
-Nie pamiętasz jak razem śpiewaliśmy ,gdy byliśmy młodsi.Masz wspaniały głos i wspaniale śpiewasz.Często wiedziałem jak wymyślasz różne choreografie proszę zgódź się.Daj sobie pomóc i odkryć talenty. 
-Zgoda.
Luke miał zacząć zaraz pracę wiec pojechaliśmy do studia.Przywitałam się z szefem.Wydawał się być miły.Chciał nas,mnie i Luka wysłuchać w duecie więc zaśpiewaliśmy mu naszą ulubioną piosenkę.Weszliśmy na scenę i zachowywaliśmy się naturalnie i tak jakbyśmy na prawdę grali koncert. 

Nie wiedziałam co mam myśleć,po minie szefa Luka.Nie wyrażała ani podziwu,ani złości czy rozczarowania.Kompletnie nic.Napięcie coraz bardziej rosło.  

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz