Rozpakowaliśmy swoje prezenty.Ja dostałam bransoletkę z napisem"Harry". Po czym pojechaliśmy do szpitala.W recepcji zapytałam o panią Justice,a ona powiedziała,że znajdę ją w sali 69.( czysty zbieg okoliczności) Gdy weszłam do sali zobaczyłam mamę ,bladą jak trup,która się nie ruszała.W sali był lekarz,który ją operował.
-Mamo proszę cię.Musisz się obudzić.Kocham cię.Nie poradzę sobie bez ciebie.Tylko razem jesteśmy silne.Pamiętasz.Jak tata odszedł.Sama ani ja ani ty nie poradziłybyśmy sobie.Ale razem sobie poradziłyśmy.Witałyśmy dzień z uśmiechem.Nie rób mi tego.Nie teraz.Ty mi dawałaś siłę,żeby jeszcze żyć.Tak jak z Maxem,albo teraz z Harrym.Jest ze mną teraz.Posłuchałam twojej rady i kierowałam się sercem.Jesteśmy razem i nie żałuję tej decyzji.Słyszysz.Nie możesz.Jesteś mi potrzebna.
Gdy to wszystko powiedziałam po moim policzku spłynęła łza i spadła na nasze złączone dłonie.Wtedy...
Wtedy aparatura wydała głośny dźwięk i moim oczom ukazała się ciągła linia.Do sali wbiegł lekarz i nas wyprosił.Gdy tylko wyszliśmy z sali Harry zamknął mnie w swoich objęciach.Po moich policzkach spłynęło jeszcze więcej łez.Biłam go.Krzyczałam.
-Nie to nie może być prawda! To nie możliwe!
-Spokojnie.Spokojnie.Jestem tu.
-Nie!Nie-e-e !-krzyczałam przez łzy.To nie mogło do mnie dojść.Odrzucałam to.
-Victoria spójrz na mnie.
-Nie! -szarpałam się i go biłam.
-Spójrz na mnie.
-Nie.
-Spójrz na mnie!
-Po co ?!-zapytałam zdenerwowana i załamana ,ale spojrzałam na niego.Jego tęczówki nabrały zielonej barwy jak nigdy do tond.Były pełne bólu,smutku i współczucia.
-Poradzimy sobie chodź.Dajmy jej odejść w spokoju.
Wyszliśmy poszliśmy w stronę domu.Wokół nas zebrał się tłum reporterów zadając najrozmaitsze pytania.
-Co się stało z twoja mamą?
-Co będzie z twoją karierą?
-Czy to twój chłopak ?
-A może to kolejna ustawka?
Przekrzykiwali się wzajemnie.Tylko te pytania do mnie doszły.Reszta była daleko i niewyraźna.Stanęłam i powiedziałam to co myślałam.Miałam już dość tego ,że mnie traktują jak przedmiot mam uczucia i mam ich dość.Mam dość całego świata.
-Przykro mi.Przykro mi,że nie macie własnego życia.Jesteście tak pochłonięci swoim zawodem,że to co się dzieje u was nie widzicie.Ja na szczęście nie.Mama zanim miała ten wypadek powiedziała mi:"Kieruj się sercem,ono nie kłamie." i "Rób to co kochasz,a będzie dobrze". Tak więc kieruje się sercem,które teraz jest w strzępach.Ale nie zawiodę fanów ,bo oni mi pomagali w ciężkich chwilach i oni mi pomogli osiągnąć wielki sukces.A Harry,on mnie wspiera,tak jak i inni za co jemu i im serdecznie dziękuję.A was mam już serdecznie dosyć.Zajmijcie się swoim życiem ,a nie niszczycie innych.Ja wiem ,że to wam wyjdzie na lepsze,ale na litość boską wy też macie uczucia,rodziny i własne życie więc ja też jesteśmy tylko ludźmi i wbrew pozorom wszyscy jesteśmy tacy sami.
Po czym odeszłam z Harrym.Weszliśmy do domu.Domu chłopaków.Gdy tylko weszliśmy wszyscy spojrzeli na mnie.Ich oczy były pełne smutku i współczucia.Nie ,nie tego chciałam.
-Ej przestańcie.Nie chcę współczucia okey?Życie toczy się dalej.-próbowałam być silna.Lecz nie mogłam wtuliłam się w loczka - lecz już bez najważniejszej osoby w moim życiu.
Wszyscy rzucili się do grupowego uścisku.Wtedy zaczęły się wiadomości.
-Nasza wielka gwiazda Victoria Justice ma ciężkie życie.Widać ,że jej świat obrócił się o 180 stopni.To niezła zmiana dla tak młodej dziewczyny.Zaczęła się pokazywać z nowym chłopakiem.Harrym Styles,który jest znany z licznych bójek ,zabaw i kobiet.Victoria jednak stara się być silna i widać ,że jej to wychodzi.Postanawia nie zawieść swoich fanów i nauczyć nas jak postępować w życiu.-po czym odtworzyli moje słowa.-Życzymy szczęścia w dalszej karierze ,a także w życiu osobistym.
Gdy skończyły się wiadomości chłopcy spojrzeli na mnie z takim samym zdziwieniem jak Harry.
-No,no,no i ty nic nam nie powiedziałaś ,że tak im się postawiłaś?!-zapytał z protestem Liaś.
-Ale całkiem nieźle to wyszło-powiedział Harry;
-Czuję ,że będę miała kłopoty-powiedziałam i nie myliłam się.Zadzwonił mój telefon.
V:Tak?
M:Możesz przyjechać do mojego biura?
V:Oczywiście za chwilę będę.
-To mój menadżer.
-Zawieść cię?
-Tak .Jeżeli możesz?
Pojechaliśmy.
-Jedź do domu.Wrócę spacerkiem.
-Dobrze.
Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w kierunku budynku.Gdy szłam do windy nogi miałam jak z waty.Każda sekunda była dla mnie wiecznością.Nawet przed pierwszym koncertem tak się nie denerwowałam jak teraz.Stanęłam przed pomieszczeniem ,w którym mają się odbyć tortury.Zapukałam ,a zza drzwi wydobyło się ciche "proszę". Otworzyłam je ostrożnie i weszłam.
-Proszę usiądź.-powiedział wskazując na sofę.Posłusznie wykonałam jego polecenie.
-O co chodzi?
On odtworzył dzisiejsze wiadomości ,które oglądałam z chłopakami i które były na pierwszym miejscu w rankingu wiadomości.
-I ty się pytasz co się stało?
-No tak bo nie bardzo jeszcze rozumiem o co ci chodzi Larry.
-Postawiłaś się mediom.Zniszczą cię.Wiem,że twoja matka ... no wiesz.Ale czy zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłaś?!
-Tak obroniłam się!Powiedziałam prawdę!Ciebie też tak to boli?!Larry!Ogarnij się!Nie możesz żyć w strachu!-wstałam i krzyczałam na niego- Twoje życie to twoje wybory.Podjęłam ryzyko!A bez ryzyka nie ma życia!Czasami trzeba!Ja mam uczucia,prywatne życie,rodzinę i najbliższych!Jeżeli,aż tak bardzo cię zraniłam tym co im powiedziałam ,to zwalniam się!Nie jesteś już moim menadżerem i nikt nim nie będzie!Rezygnuje! I mam was wszystkich w dupie!!!!-wyszłam trzaskając drzwiami.Zbiegłam po schodach i wyszłam z biurowca.Łzy kapały mi po policzkach.Kocham swoich fanów i nie chcę ich zranić,a tym bardziej zawieść.Ale nie wytrzymam.Czy oni mnie nie rozumieją?!Nie mają rodzin czy uczuć do cholery?!Szłam ulicami Londynu kompletnie zapłakana.Nie wiedziałam co ma ze sobą zrobić.Iść do chłopaków?Iść do siebie do domu?Czy może do Harry 'ego? Skierowałam się do domu loczka.Zadzwoniłam zapłakana do drzwi,ale otworzyła mi je jakaś dziewczyna.
-Tak?
-Przepraszam pomyliłam domy.
-No ...dobrze.-powiedziała mi zamknęła mi drzwi przed nosem.Była blondynką straszną jak nie wiem co.Istna tapeta.Szkoda słów.Poszłam do chłopaków.Tym razem drzwi otworzył mi Harry.Gdy mnie zobaczył strasznie się zdziwił.
- Boże Vicky co się stało ?
-Mogę wejść?
-Tak jasne.
Od razu pobiegłam do pokoju na górze.Dosłownie pobiegłam.Nie chciałam,żeby chłopaki mnie wypytywali czy patrzyli się znów ze współczuciem.Nie chcę współczucia.Wbiegłam do pokoju loczka i rzuciłam się na łóżko.Ryczałam.Po prostu nie miałam już siły.Nie wiedziałam co mam zrobić.Ale to prawda ja ma się pieprzyć to wszystko.Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
-Czego?!-zapytałam oschle.
-Mogę wejść?
-Przecież to twój pokój ,więc po co się pytasz?!
Drzwi ostrożnie i powoli się otworzyły i tak samo się zamknęły.Obok mnie usiadł Harry,a ja ...ja rzuciłam mu się na szyję i płakałam wtulona w niego.
-Zwo-o-o-olniłam się. Nie mam już siły-y-y.
-Kochanie spokojnie.Czemu się zwolniłaś.To jest dla ciebie bardzo ważne.
-Ale ja też mam uczucia-a. Najbliższych i po prostu się broniłam i powiedziałam prawde ,a ci idioci nic nie rozumieją-ą-ą.
Podniósł mnie i spojrzał głęboko w oczy.Zaczęliśmy się całować,rozbierać.Zapomniałam o jednym małym szczególe.O tej tapecie w domu Hazzy.Oderwałam się od niego.
-Harry ty powinieneś jechać do swojego domu.
-Czemu?Jak mnie nie kochasz lub uważasz za problem czy coś czego żałujesz to powiedz.
-Nie po prostu byłam najpierw u ciebie,ale otworzyła mi jakaś tapeta.
-Co?
-Jakaś baba,cała wymalowana i płaska jak decha,ale to tylko szczegół.No i myślę ,że powinieneś tam jechać.
-A kochasz mnie?
-No oczywiście.
-To chodź jedziemy.Zanocujesz u mnie.
-Harry nie zanocuje u ciebie.Mam swój dom.
-Nie mamy o czym mówić.Będziesz tam płakała całą noc bo będziesz miała wspomnienia,a rano wstaniesz o 13 jeżeli zaśniesz z podpuchniętymi oczami i będziesz chciała się zabić jak nie wcześniej.Nie,nie,nie ja to znam .Zanocujesz o mnie ,a jutro wyślę chłopaków ,żeby cię spakowali i się wprowadzisz.
-Harry nie ma mowy nie zamierzam ci przeszkadzać i się narzucać.
-Dobra na razie jedźmy wywalić tą lalunie z mojego mieszkania.
Ubraliśmy się i pojechaliśmy do jego domu.Otworzył drzwi,a w środku był istny burdel i tłum ludzi.Zaczął wszystkich przekrzykiwać ,ale to nic nie dało więc pozwoliłam sobie mu pomóc.Weszłam na blat w kuchni i wydarłam się na cały dom "EJJJ" ,a oczy wszystkich zwróciły się ku mnie.Harry stanął obok mnie i zaczął wszystkich wyganiać prócz blondynki.
-Co ty tu do cholery robisz?!
-Harry kochanie złościsz się na mnie?
-Słuchaj ,dobrze wiesz ,że to było ustawione.Jakim prawem pojawiasz się u mnie w domu?!Co ty sobie kurwa myślisz?!Posprzątaj wszystko i daj mi klucze od domu ,które nie wiem skąd masz.
Wykonała nasz rozkaz.Kiedy wyszła Harry wziął mnie na ręce i zdjął z blatu ,który okazał się bardzo wygodny do siedzenia i poszliśmy do sypialni.Znaczy i Harry zaniósł mnie do sypialni.Tam zaczęliśmy się całować i rozbierać.Harry zostawiał słodkie pocałunki na moich ustach,szyi,obojczyku i dekolcie.Zsunął się niżej.Wplotłam palce w jego włosy,a z moich ust wydobywały się ciche jęki.Po chwili poczułam jego dłoń na mojej kobiecości.Wsunął tam dwa palce i zaczął nimi powoli poruszać.W końcu wyciągnął je i wszedł we mnie.To przeżycie było wspaniałe.Po wszystkim położyliśmy się koło siebie i wtuliłam się w niego.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.I co Victoria Justice właśnie należy do tych panienek ,które sypiają ze Stylesem.
-Nie prawda.Victoria Justice do niczego nie należy.Jest po prostu szczęściarą,że ma taką osobę koło siebie.
-Jak słodko.Powinnaś pisać wiersze.Taka poezja.
-Widzisz.Zmieniasz mnie.
I tak wtuleni w siebie zasnęliśmy .Rano obudziłam się bez niego.Wzięłam ciuchy z wczoraj i poszłam do łazienki się ubrać.Zeszłam na dół ,a tam zastałam ...
wow woooow woooooooooooow
OdpowiedzUsuń此时此地